Bigoreksja to kolejna choroba czasów współczesnych. Gdzie zbyt duży nacisk kładzie się na to, by mieć niż być. Czym się charakteryzuje? To nic innego jak obsesyjne podejście do umięśnienia własnego ciała. Z przeprowadzonych badań wynika, że cierpi na nią około 10 proc. mężczyzn prężących swoje ciała na siłowni. Granica pomiędzy treningiem się zaciera, a pobyt na siłowni staje się nieodzownym elementem codziennej egzystencji mężczyzny chorującego na tę chorobę. Większe prawdopodobieństwo zachorowalności na tę dolegliwość, występuje u osób, które w dzieciństwie miały problemy z relacjami społecznymi, zarówno wśród najbliższej rodziny, jak i znajomych w szkole, rówieśników, i były wyśmiewane, odsuwane od reszty grupy, nieakceptowane.

Choroba ma silne podłoże emocjonalne. Wiąże się z niezadowoleniem z własnego ciała i zmuszania samego siebie do ciągłej pracy nad poprawieniem sylwetki. Bigorektycy nigdy nie czują satysfakcji, ze swoich osiągnięć i wyników na siłowni. Choroba ta rzuca cień na postrzeganie problemów kobiet, i stereotypu, że tylko one cierpią na choroby związane z nieakceptowaniem swojego ciała (anoreksja, bulimia). Dziś podobny problem dotyka również mężczyzn, choć obawy są nieco inne, mechanizm pozostaje ten sam. Ciągły brak akceptacji samego siebie! Bigoreksja, czyli inaczej dysmorfia mięśniowa wiąże się z fałszywym przekonaniem o własnym ciele. Mężczyźni na nią cierpiący myślą, że są chudzi, nawet gdy ich sylwetka jest solidnie rozbudowana. Próbują dać z siebie więcej i przez to jeszcze więcej czasu spędzają na siłowni. Zaniedbując tym samym świat dookoła siebie, rodzinę, prace, znajomych.
